środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 1


***
-Kochanie, wróciłam! Przepraszam, że nie zadzwoniłam ale telefon mi padł.-w oczach czekoladoookiej widać było przerażenie, wiedziała że jest w niezłych tarapatach.
- Jeśli nie potrafisz naładować sobie telefonu to może w ogóle nie powinnaś wychodzić z domu. I tak okazałem ci łaskę, masz gdzie mieszkać, dostajesz pieniądze na każde zachcianki. Jesteś niewdzięczna!-już chciał podnieść rękę, lecz kobieta skuliła się i złapała się za brzuch, chcąc go chronić. Mężczyzna w sekundzie znieruchomiał, zrozumiał że zapędził się za daleko. Ona nosiła jego dziecko, pomimo, że go nie chciał i nie chciał się przyczynić do jego śmierci. Spojrzał na kobietę, nadal była skulona, trzęsła się i płakała, wiedział że do tego doprowadził, ale nie miała wyrzutów sumienia. Schylił się i pomógł jej wstać.-Muszę wracać do domu, zanim ktoś odkryje że nie ma mnie w nim. A i następ…- Hermiona, wstawaj! Jest już dziesiąta, jutro odjeżdżasz do Hogwartu, chcemy z tatą spędzić jeszcze z tobą trochę czasu.
- Już wstaje mamo!-odpowiedziała, ale nadal nie ruszyła się z łóżka, myślała nad snem. Odkąd przyjechała do domu na wakacje, śni jej się ta kobieta, nawet teraz potrafiłaby określić detale, kolor oczu, kształt ust, ale martwi ją ten tajemniczy mężczyzna. Stara się mu przyjrzeć, ale za każdym razem jego twarz jest rozmazana, nawet jego sylwetka i głos są zniekształcone i nieludzkie. Nigdy nie spotkała tej kobiety, musi ją odnaleźć, jak tylko wróci do Hogwartu rozpocznie poszukiwania, ale teraz musi spędzić trochę czasu z rodzicami. Wstała, zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i udała się do łazienki. Rozebrała się i weszła pod prysznic, to tu mogła się zrelaksować i odciąć od wszelkich problemów. Namydliła się swoim ulubionym olejkiem truskawkowym, działał na nią zarazem kojąco jak i dodawał jej energii.  Wyszła spod prysznica, i udała się do swojego pokoju. Gdy weszła okno było otworzone, a na łóżko leżał list. Podeszła i od razu na jej twarzy rozgościł się uśmiech. Wszędzie rozpoznałaby to pismo, tak strasznie nie równe, to jej chłopak, Ron.  Otworzyła go najszybciej jak mogła, lecz z każdą przeczytaną linijką, uśmiech z jej twarzy schodził, miała łzy w oczach, była na skraju płaczu, ale obiecała sobie jedno że po wojnie, nigdy nie uroni żadnej łzy, nieważne jak bardzo będzie ją to bolało. Rzuciła list w kąt pokoju, cały list utkwił w jej pamięci, każde słowo, niczym igła wybijała się jej w serce.

Droga Hermiono,

Na początek chce żebyś wiedziała, że cała moja rodzina za tobą tęskni, moja mama żałuje że nie przyjechałaś do nas choć na trochę do Nory, ale rozumiem odnalazłaś rodziców, chciałaś z nimi trochę. Pamiętaj tylko że jest twoim przyjacielem, zawsze byłem i będę, nigdy cię nie opuszczę.
Wiem, że to co za chwilę przeczytasz złamie ci serce, ale nie chce cię już okłamywać. Zakochałem się. Wiem, że powinienem powiedzieć ci to prosto w oczy, ale jestem tchórzem. Kilka dni po zakończeniu szkoły, przyjechałem do Nory, poznałem ją. Ma na imię Claris, jest w naszym wieku i jest kuzynką Luny. W tym roku będzie razem z nami chodzić do szkoły. Przepraszam jeszcze raz że w ten sposób ci o tym mówię, ale kocham cię na swój sposób, sama musisz przyznać że jesteśmy i zachowujemy się jak rodzeństwo. Mam nadzieję że kiedyś  wybaczysz, widzimy się już jutro.

Przepraszam,

Ron

Jak on mógł mi coś takiego zrobić, byliśmy ze sobą od kilku miesięcy, a znamy się od dzieciństwa. Kochała go, gdy pierwszy raz się pocałowali, cały jej świat się zatrzymał, była w objęciach mężczyzny, którego kochała od dłuższego czasu, na początku był dla niej tylko przyjacielem, ale z czasem zauważyła jak na nią działał. Nigdy nie poczuła czegoś takiego, dla innych był Rudzielcem, zdrajcą krwi albo ciamajdą. Jedna łza spłynęła jej po policzku, to wyrwało ją jakby z transu. Miałaś nie płakać, miałaś nie płakać, powtarzała do siebie, i po którymś razie uspokoiła się. Podniosła się i zobaczyła że ma lekko zaczerwienione oczy, jej twarz po wojnie zrobiła się bardziej kobieca, usta pełniejsze i oczy, które nabrały błysku. Nawet jej sylwetka nabrała kobiecych kształtów, nie wyglądała już jak dwunastolatka. Niestety jednym znakiem, który pozostał jej po dzieciństwie były jej włosy. Tak samo jak miała jedenaście lat, jej włosy sterczały w każdą stronę, miała po prostu szopę. Patrzyła w lustro i wpadła na pewien pomysł.

***
-Hermiona! Ile jeszcze razy mam cię wołać, żebyś zeszła na dół na śniadanie!-wołała Jean Granger, była szczupłą, blondynką o jasnej karnacji. Gdy się odwróciła, zamarła, talerz, który trzymała w rękach upadł, po kuchni rozległ się dźwięk rozbijanego talerza, George podniósł oczy znad gazety. Początkowo myślał, że ma jakieś omamy, jednak to co zobaczył okazało się prawdą. Jego Hermionka, stała teraz przed nim, jej włosy były lekko skrócone i przefarbowane na różowo. Cała była ubrana na czarno. Nie mógł uwierzyć, że to jest Hermionka.
-Mionuś, kochanie co ty zrobiłaś ze swoimi włosami?-Jean była przerażona, nie wiedziała co się stało.
- Zrobiłam to co chciałam, jestem już dorosła, więc nie rozumiem dlaczego jeszcze się mnie pytasz!?-była wściekła, Ron ją zostawił, musiała odreagować. Dla rodziców była dla tylko i wyłącznie grzeczną Hermioną, która tylko się uczyła i wszystko wiedziała lepiej. Ale w tym roku pokaże im, pokaże że nie jest tylko kujonicą, ale też potrafi się bawić. – A i  dzisiaj mam inne plany, nie będę miała dla was czasu, zjem śniadanie i wychodzę. I nie zmienię zdania-dodała kiedy jej mama otwierała usta żeby coś powiedzieć. Jean i George spojrzeli po sobie, ale nic więcej nie dodali, wiedzieli że nadejdzie kiedyś dzień kiedy Hermiona zacznie się buntować, ale myśleli że okres buntu już dawno minął.
Hermiona pośpiesznie zjadała śniadanie i bez słowa  odeszła od stołu. Udała się na górę, do swojego pokoju. Tam odetchnęła, zraniła dzisiaj swoich rodziców, ale jej samej serce rozpadło się na milion kawałków.  Wyjęła z szafy ubrania, dawna Hermiona stawiała na wygodę, lubiła ubierać się modnie ale zawsze musiała się czuć komfortowo w swoich ubraniach, nowa Hermiona przetransmutowała rozciągnięte swetry w sukienki, które były dopasowane do jej sylwetki i które były bardzo krótkie. Była bardzo zadowolona z efektu, wybrała jedną z sukienek, ciemnogranatową sukienkę, na ramiączkach, bardzo krótką. Sukienka podkreślała jej biust, który stał się bardziej wydatniejszy, do tego założyła wysokie, czarne koturny. Włosy spięła w wysokiego i luźnego koka. Na policzka nałożyła trochę różu, oczy podkreśliła mocnym czarnym makijażem, który podkreślił jej czekoladowe oczy. Była gotowa do wyjścia, spojrzała jeszcze raz w lustro, byłam całkiem inną osobą, kompletnie nie przypominała dawnej siebie. Wzięła tylko mała czerwoną torebkę i wyszła z pokoju.
-Wychodzę i uprzedzając wasze wcześniejsze pytanie, nie wiem o której wrócę-oznajmiła dziewczyna, zrobiło je się trochę żal rodziców, ale musiała tak postąpić. Wyszła z domu spojrzała na o otoczenie i teleportowała się z cichym trzaskiem.

Dwie godziny później

- Kogo moje piękne oczy, widzą Granger ty tutaj nie spodziewałem się ciebie tutaj.- byli w najlepszym klubie w Londynie.
- Wiedziałam, że będę mieć dzisiaj pecha ale nie myślałam że tak dużego.- włożyła w to jak najwięcej jadu i kpiny, w końcu należało mu się za te wszystkie lata. Jednak zaniepokoiła się, kiedy jej myśli zaczęły oceniać chłopaka, jako całkiem przystojnego, wyrobił się przez to lato ten obrzydły ślizgon.
- Och kochaniutka nie bądź aż tak miła. Może napijesz się ze mną? Chyba taka odważna gryfoneczka nie stchórzy.- puścił jej oczko. To wystarczyło żeby Hermiona się zgodziła.

- Dobrze, ale ty stawiasz Zabini.- była już lekko wstawiona, ale kilka dodatkowych kolejek nie powinno sprawić różnicy…

***
Hejo! Przybywam z nowym rozdziałem. Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze i wyświetlenia. Jesteście cudowni! :*
Kolejny rozdział niestety nie pojawi się w weekend, najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu.

Noie

czwartek, 17 kwietnia 2014

Prolog

-No dalej, dasz rade, jesteś silna. Przyj!
-Nie mogę, nie mam siły, wyjmij to ze mnie. Proszę.
-Jeszcze raz. No dalej! Tak, bardzo dobrze, jeszcze raz.
Po pokoju rozniósł się płacz małego dziecka.-To dziewczynka.- Nagle do pokoju wszedł on, była przerażona, wiedziała że nosi pod sercem dziewczynkę, jej kochaną Hermionę, ale wiedziała że będzie wściekły, nie chciał tego dziecka, zgodził żebym je urodziła, bo powiedziałam mu że to chłopiec.
- Nie to nie może być prawda. Sprawdź to jeszcze raz. To wszystko twoja wina, ja nie mogę mieć dziecka a tym bardziej dziecka które jest dziewczyna. To zniszczy moją reputacje, tyle lat pracowałem na nią, a wy w jednej chwili ją zniszczyłyście,  ty i ona.
- Błagam uspok…-nie dokończyła zemdlała.
 – Co się dzieje? Co z nią?-dopytywał i potrząsał nią żeby się ocknęła.
- Musimy zabrać ja do szpitala, wykrwawia się , nie mogę nic tu zrobić.
- Nie możesz, nikt nie może o tym wiedzieć. Zrób cos przecież jesteś czarownica! Do jasnej cholery!
Pochylił się nad nią, złapał za rękę, gdzieś w głębi przeczuwał że ja traci. Dlatego głosem, który tylko ona mogła słyszeć, powiedział- Kocham cię, nie mogę cię stracić tym bardziej po tym co powiedziałem.
 Kobieta wykrwawiała się na łóżku, ocknęła się na chwile, usłyszała jej płacz to właśnie chciała usłyszeć, jej kochana mała istotkę, kochała ja ponad życie. –kocham cię…- kocha mnie, wiec musi też kochać ją - Hermiona-powiedziała ostatkiem sił i odpłynęła w nicość.
-Hermiona- to ona ja zabiła, moja własna córka zabiła moją Emily.

Kilka dni później….
Stracił ją, jego Emily, dlaczego ona dlaczego nie on, przecież to on był zły, to jego wszyscy  nienawidzili. Teraz po niej została Hermiona, była niemowlęciem, była jego córką, kochał ją na swój sposób ale i nienawidził, to przez nią ale i dla niej Emily oddała życie. Spełnił jej ostatnią prośbę ,dał jej na imię Hermiona. Nie potrafił jej wychować, nawet teraz za bardzo mu ja przypominała. Owinął ja w różowy kocyk, jedna z rzeczy jaka kupiła Emily przed śmiercią. Hermiona spała, to była dobra pora żeby to zrobić.

Wspomnienie:

Zaraz po pogrzebie, poszedł się przejść nie mógł uwierzyć.  Szedł ulicą, nie za bardzo zwracał dokąd podąża, jego nogi same nadawały kierunek. Z opuszczona, głową, czarnym garniturze, oczy miał podkrążone i lekko zaczerwienione od płaczu. Nie wstydził się łez, to dzięki nim mógł choć trochę wyrazić swoje emocje. Miał ochotę upić się i nie wracać, ale wiedział że nie ucieknie to niej, od Hermiony. Nie mógł, nie chciał a nawet nie potrafił się nią zajmować. Nagle nie wiadomo skąd, wpadła na niego kobieta, jej włosy były w nieładzie, oczy mocno zaczerwienione, mocno zaciągała nosem. Zrobiło mu się jej żal. Chciał zapytać się co się stało, ale przeprosiła i wyrwała się, pobiegła przed siebie. Odwrócił się, iw tym samym momencie, jakiś mężczyzna zaczął za nią biec, już miał interweniować, gdy nagle zobaczył szyld na drzwiach.
Leczenie Bezpłodności
Dr Liam Noolson

Koniec wspomnienia

Nie trudno było znaleźć adres tej kobiety, w końcu był czarodziejem. Spakował kocyk i misia z zieloną kokardą, chciał mimo wszystko, żeby miała coś od swojej mamy, coś żeby o niej przypominało, mimo że nie będzie o niej pamiętać ani wiedzieć. Hermiona spała słodko, nawet teraz jest do niej podobna.  Mógł się wycofać, ale jestem typem który jak cos postanowi to musi zrobić. Wziął ja najdelikatniej jak mógł na ręce i teleportował się na miejsce.


Magnolia Street 5477, jak typowa ulica na śródmieściach Londynu. Czwarty dom, po lewej stronie ulicy, jej nowy dom. Było już grubo po północy, w oknach nie paliły się żadne światła. Nie wiedział kiedy znalazł się pod drzwiami. Położył ja na wycieraczce, spała w swoim foteliku, przykrył ją i wsunął list pod kocyk. Napisał kilka słów, tylko o tym żeby wiedzieli ja się nazywa i dlaczego chce żeby to oni ja wychowywali. Popatrzył ostatni raz nią i pocałował ja w czoło. To było jego pożegnanie, a później teleportował się z cichym trzaskiem.

***

Hej! Mam nadzieję,że komuś się to spodobało. Jest to mój pierwszy blog. Przepraszam za wszystkie błędy. Następny rozdział będzie po świętach, kolejne będę starała się dodać, przynajmniej raz w tygodniu, najprawdopodobniej w weekendy. 
Noie